konflikt

08/09/2015 18:42
Nieralistyczne jest zaopiekowanie się tymi, którzy już dotarli, bo trzeba by było najpierw ten dopływ z dnia na dzień zatrzymać, jakoś odciąć. W Berlinie od wielu dni prasa ekscytuje się skandalicznymi warunkami, w jakich uchodźcy oczekują na złożenie wniosku azylowego, koczują na trawniku przed budynkiem, w upale, bez wody i jedzenia, bo w urzędzie niedawno zredukowano zatrudnienie i pozostali urzędnicy nie są w stanie przerobić wszystkich wniosków. Próbowano sytuację opanować, rozlokować gdzieś koczujących, wolontariusze rozdawali pomoc. Ale to działa tylko na chwilę, bo każdego dnia przyjeżdża grubo ponad tysiąc nowych ludzi i wszyscy idą do tego samego urzędu i znów tam koczują. I prasa codziennie daje wyraz swojemu oburzeniu na nieudolność władz i urzędów, ale nikt nie napisze, że to przecież nie jest normalna sytuacja, że żadne miasto, żadne państwo na dłuższą metę tego nie uniesie. Wręcz przeciwnie, Niemcy rozpisują się, jak bardzo imigranci są potrzebni, jak bezproblemowo kraj ich wchłonie, tymczasem fakty codziennie pokazują co innego.
Poza tym traktowanie tych ludzi jako jednolitej grupy też jest wielkim nieporozumieniem, bo oni przywożą tutaj swoje waśnie i konflikty, religijne, plemienne i nie wiem jeszcze jakie. Są już konflikty w ośrodkach, będą konflikty i napięcia w społeczeństwie. Bo im raczej nie zależy na integracji, mają smartfony i telewizję satelitarną, więc nadal mogą żyć mentalnie w swoich krajach i kultura europejska nie jest im do niczego potrzebna. Ciekawa jestem, czy ktoś zbadał, jaki wpływ mają nowinki techniczne (choćby anteny satelitarne czy internet) na rosnący konserwatyzm imigrantów w Europie. Kiedyś np. oglądali lokalną telewizję, bo nie było wyboru i siłą rzeczy uczyli się języka, chłonęli kulturę, orientowali się w życiu społecznym, zwyczajach kraju pobytu. Obecni migranci tego nie robią, bo mają swoją kulturę na wyciągnięcie ręki, a otoczenie ich nie interesuje, więc od razu widać coraz gorszą znajomość języka lokalnego u młodych, już nawet urodzonych na miejscu.
Zgadzam się, że musimy przyjmować, że nie ma wyjścia, ale chciałabym też, żeby ktoś wreszcie odważył się pójść pod prąd tej duszącej poprawności politycznej, żeby politycy przestali głaskać po głowach i rozdawać cukierki, a zaczęli również stawiać warunki. Jednym z kluczowych warunków powinno być uwolnienie kobiet, edukacja dla matek, językowa i nie tylko. Bo mądre matki, to mądre przyszłe pokolenia, a stłamszone matki to reprodukcja religijnej ciemnoty i gotowa recepta na konflikty.
I tego się boję.